Tak jak wspomniałam w tym poście blog prowadzony jest przeze mnie przy wsparciu męża i mojego wieloletniego kolegi Prywatnego Szefa czyli Artura :)
Aby udowodnić Wam, że nie jesteśmy osobami z kosmosu i realnie odnajdujemy się we własnym świecie opiszemy Wam trochę siebie i nasze doświadczenia w dziedzinach w których Wam tutaj doradzamy.
Ja - jako Matka Polka. Osoba która idzie na kompromisy - jednak w formie manipulacji odnajduje przyjemność kiedy ktoś zgadza się z jej zdaniem. Wiem - hardcore :P Od ponad 6 lat jestem mamą i przeszłam piekło atopii, alergii i astmy. Nadal je przechodzę, jednak tylko i wyłącznie z zaskoczenia gdy nie dopilnuję diety lub pozwolę na drobne wyskoki jedzeniowe, które najczęściej kończą się ostrym dyżurem bo starszak ma problemy z oddychaniem. Problemy skórne zaczęły się niemal po porodzie w szpitalu. Alergię bagatelizowano przez 5 miesięcy, przepisując sterydy, zyrtec i masę innych maści oraz bebilon pepti, który zrobił z mojego syna koszmarny, nadmuchany balon z mega ilością strupów. W piątym miesiącu doszedł pierwszy atak astmy, który zbagatelizowano na ul. Działdowskiej w Warszawie na ostrym dyżurze każąc mi czekać w kolejce przez godzinę na spotkanie z lekarzem. Pierwszeństwo miały dzieci ze skierowaniem (!!!!!!!). Potem to się już posypało wszystko. Dopiero w 9 miesiącu jego życia dotarłam przypadkiem do alergolog pod Warszawą, która kazała odstawić malucha od piersi z dnia na dzień i uratowała nas bebilonem amino. To było zbawianie, wprowadzanie jedzenia (sic!!!) od początku. Jednak wizyty były drogie i nie mogłam dłużej u niej leczyć syna. Ale dostałam coś co pomogło mi na swobodne myślenie i logikę (choć w alergii jej najczęściej brak). Sama zaczęłam ustawiać maści, dietę i wizyty u lekarzy. Wielokrotnie słyszałam od lekarzy, że nie dbam o swoje dziecko, bo ma koszmarną skórę. Przeszłam dwuletnią depresję, problemy z opiekunkami, prywatnym żłobkiem. Aż w końcu kiedy miał 3 lata - poszłam na urlop wychowawczy. Nikt lepiej ode mnie nie znał jego problemów i jak zapobiegać chorobie i jej nawrotom.
Dzisiaj jak oglądam stare zdjęcia - wymazałam z pamięci wszystkie przykre widoki - teraz skóra jest ładna, są tylko miejsca standardowo problematyczne jak zgięcia łokci i kolan. Nie wpadam w panikę na widok nowej wysypki. Nawet ospa nie była dramatem. We wszystkich domowych wojnach pomaga mi mój mąż. Z ręką na sercu mogę powiedzieć (tu napisać), że mężczyźni mają lepsze wyczucie smaku. A zupy jakie robi są lepsze od zup mojej mamy i teściowej. Dobór warzyw i przypraw - niebo w gębie - dzieci zjadają całe talerze! I często chciała bym dorównać jego umiejętnościom i pochwalić się swoimi pomysłami. Ale on zawsze doda coś od siebie i wygrywa na punkty. Kochanie - dziękuję, że wspierasz mnie w problemach z atopią starszaka - bez Twojego wsparcia nie umiała bym poradzić sobie z moimi demonami, które umiejętnie wykiwałeś :) Moje doświadczenie i sugestie w doborze warzyw zawsze znajdują odzwierciedlenie w jego gotowaniu.
Życzę wszystkim rodzicom wytrwałości i chęci do bycia domowym naukowcem! :)
A Prywatny Szef? Znamy się od wielu lat. Potem nastąpiła dosyć długa przerwa w kontaktach i tylko dzięki internetowi udało nam się znowu odnaleźć. I co z tego wynikło? A to proste. Choroba plus potrzeba równa się wynik łączenia pomysłów.
A, że dorobek artystyczno kucharski zrobił na mnie wrażenie, pomyślałam że warto połączyć jego pasję z moim doświadczeniem. Co Artur pisze o sobie? Hm.... to będzie ciekawe.. zacznijmy od tego, że mieszka obecnie w Kanadzie:)
"Od zawsze ciągnęło mnie do kuchni jednak swoją profesionalną przygode z kucharstwem rozpocząłem w 2004 roku jako pomoc kuchenna we włoskiej restauracji w Montrealu. Byłem tak zafascynowany tworzeniem potraw że dodatkowo zapisałem się na kursy Sushi, później deserów i ciast oraz dorywczo rozpocząłem pracę w piekarni. Dosyć szybko doszedłem do pomocnika Szefa Kuchni (Richard Withick- Dwukrotny Złoty medalista Kanady w kucharstwie) i pomagałem mu we wszystkich imprezach organizowanych przez restaurację jak i przez niego prywatnie.
Dzięki bogactwu jakie przynosi wielokulturowe miasto poznałem kuchnie chińską, włoską, francuską praktycznie kuchnie śródziemnomorską od Turcji po Hiszpanie i państwa Afryki północnej.
Mniej więcej w 2006 roku wpadła mi w ręce książka M. Tombaka '' Jak żyć 150 lat'' przeczytałem ją zastosowałem kilka głodówek jednak nie zacząłem przeprowadzać nic konkretnego.
Gdy w 2007 roku dostałem ofertę pracy jako zastępca Szefa Kuchni (Winsom Chintersing- Była Kucharka dla Królowej Elżbiety) w Anglii. Rozpocząłem prace w restauracji gdzie serwowano jedynie ryby i owoce morza. Przez ponad rok pracowałem w środowisku rybnym ;) uczyłem się o rybach i zwiedzałem hodowle ryb w Szkocji. Ukończyłem szkolenia HACCP.
Następnie przeniosłem się do restauracji na Prestiżowym Polu Golfowym gdzie jako Szef Kuchni pojawił się Stive Maradith (Szef Gwiazdy Michellina, procował w legendarnej restauracji Harveys w Londynie z Marco Pierre White i Gordonem Ramsay). W 2009 roku wruciłem do Montrealu podjąłem pracę w Greckiej restauracji.
Ponownie przeczytałem książkę M.Tombaka i kilka innych Dr. Kwaśniewskiego, Dr. Ashara, Dr. Gersona, Dieta Surowa i Hipokratesa.
W ciągu dwóch lat przeprowadziłem całkowite oczyszczanie organizmu.
Połączyłem wiadomości zebrane do tej pory, wyciągnąłem kilka wniosków :) przeszedłem zmianę i i rzuciłem prace jako kucharz, ponieważ moje poglądy nie pokrywały się z tym co ludzie chcą spożywać w restauracjach.
Moim idolem jest Hipokrates wraz ze słowami ''Niech twoje pożywienie będzie dla ciebie lekarstwem, a twoje lekarstwo twoim pożywieniem'' oraz dieta surowa (nie stosuje jej jednak w 100%).
Obecnie jedzenie i ewentualne gotowanie to dal mnie przymus. Nie jadam typowych obiadów, śniadań czy kolacji. Nie tracę czasu na gotowanie rosołów, ziemniaków, kotletów i tego wszystkiego co wyniosłem ze środowiska jakie mnie wychowało. Po zjedzeniu kiełbasy lub wędlin jest mi niedobrze i a w ustach czuje smak zepsutej padliny. Po typowym rosole babuni czy mleku kręci mi się i mam bóle głowy.
Potrawy (jeżeli mam ochotę) sole tylko na talerzu. Ziemniaki, ryż, makaron itd. gotuje bez soli. Nie jestem ospały po jedzeniu, nie mam problemów z nadwagą czy zwisającym brzuchem, nie pijam kawy dla pobudzenia, jako cukru (jeżeli mam ochotę) używam miodu. Nie bolą mnie stawy, kości, wątroba. Tak ''choruje'' ale dla mnie choroba to naturalny etap oczyszczania organizmu a nie atak obcych organizmów w celu zabicia osobnika."
Pozdrawiamy!!! :)
Bardzo dobry wpis. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń